twitter instagram YouTube

2021-05-05
Z motocykli na kajaki #BikersiwTrasie

Z motocykli na kajaki #BikersiwTrasie

Motocykl i kajak? Dlaczego nie?! Kto powiedział, że jedno wyklucza drugie?

Nie minął miesiąc po wyjeździe w Bieszczady a już 12 lipca w sobotę, następny wyjazd grupy. Tym razem w poszerzonym składzie osobowym, z młodzieżą i ze znajomymi z Poznania – to nie byli  motocykliści.

Dla odmiany wyjazd na spływ kajakowy do Lubrzy, na Lubrzański Szlak Kajakowy. Lubrza, wieś położona koła Świebodzina, typowa wieś turystyczna. Leży pomiędzy trzema jeziorami : Goszcza, Lubie oraz Lubrza, w pobliżu licznych obiektów południowego odcinka MRU, tzw. Pętli Boryszyńskiej.

Po przyjeździe do Lubrzy, zakwaterowaliśmy się Ośrodku Wypoczynkowym „MARTINEZ”, w pokojach hotelowych oraz w domkach letniskowych. Po zmianie odzieży motocyklowej na odzież typowo „kajakową”, przemieściliśmy się pieszo na teren Stanicy Wodnej, na drugim krańcu Lubrzy. Spod stanicy, przy moście drogowym bezpośrednio przy śluzie 709, ruszyliśmy na szlak. Prostym odcinkiem dopłyneliśmy do jeziora Lubrza Mała. Wpłyneliśmy na poszerzony odcinek koryta rzeki – relacjonuje Grzegorz.

W latach 30-tych XX wieku, Niemcy przekształcili ten odcinek w przeszkodę wodną. Kilkaset metrów dalej uczestnicy przepływają pod mostem Autostrady A2. Rzeka wije się po płaskim terenie, płynąc przez zarośnięte mokradła. Paklica powoli zarasta, staje się coraz węższa i płytsza. Jest to najtrudniejszy odcinek całego szlaku dla uczestników spływu. Po minięciu bagien, po lewej stronie ukazuje się olbrzymia budowla tama – to jaz rzeczny. Przegrodzenie rzeki miało na celu zalanie olbrzymich terenów i w ten sposób zablokowanie drogi w kierunku na Berlin. To tak trochę historii i przyczyn wybudowania w tych okolicach Międzyrzeckiego Regionu Umocnień. Ominęli tamę przekopem i dość wartko dotarli do kamiennego mostku z przepustem. Za mostem jeziora Paklico Wielkie, gdzie zrobili krótką przerwę oraz zwiedili ruiny bunkru – Panzerwerk 706.  Po przepłynięciu ok. 2 km, dopłynęli do zwężenia jeziora, gdzie znajduje się ujście Paklicy.

Wpłynęliśmy do najbardziej, moim zdaniem, urokliwego odcinka całego szlaku. Rezerwat Leśny „Dębowy Ostrów”. Prawdziwa puszczańska, dzika przyroda. Nazwa rezerwatu pochodzi od okazałych, rosnących tam dębów. Za tym cudem natury, dotarliśmy do okolic wsi Nowy Dworek. Przepłynęliśmy pod mostem drogowym i dopłynęliśmy do jeziora Radno, prawie już całkowicie zarośniętego. Po parunastu minutach dobiliśmy do końca naszego przygody, przy murach klasztoru w Gościkowie-Paradyżu, przy którym czekał na nas autobus, który przetransportował do Lubrzy do ośrodka MARTINEZ – opowiada Grzegorz.

Oceniając stopień trudności, spływu Paklicą, jest to spływ dla „przedszkolaków”, bardzo łatwy i nie wymagający dużego trudu ale bardzo zróżnicowany tak pod względem geograficznym, przyrodniczym i aspektami historycznymi. Trasę 15  km pokonali w 5 godzin.

Spływ ten był inny niż rok temu po Obrze. Po Obrze jest dla twardzieli, wymaga dużo trudu i wysiłku. Wszyscy uczestnicy, zaliczyli po kilka wywrotek. Sam Grzegorz zaliczył trzy, z czego druga okazała się zabójcza dla jego kamery i z tej przyczyny nie ma żadnych zdjęć ze spływu po Obrze.

No i oczywiście strata placka Marcina, gdyż Sylwia z Tadeuszem zaliczyła wywrotkę na same dno (w tym miejscu Obramiała ok. 3 metrów głębokości) i placek popłynął z nurtem rzeki. Ale powróćmy do Lubrzy- wspomina Grzegorz.

Po dotarciu autobusem do ośrodka, kąpieli i przebraniu się w inne, czyste sportowe ubrania, wszyscy udali się na stacjonarnego grilla, gdzie członek Leszek był już gotowy do serwowania posiłku. Leszek nie płynął z wszystkimi uczestnikami tylko przyjechał z Leszna samochodem, kiedy my reszta była na szlaku kajakowym. Jak przystało na motocyklową rodzinę, wspólnymi siłami przygotowali i skonsumowali obiadokolację. Po posiłku, ich KO-wiec, czyli Leszek przygotował i poprowadził kilka zabawnych konkurencji sportowo-rekracyjnych. Zabawa trwała do późnych godzin nocnych z uwagi na fakt, że byli jedynymi gośćmi na terenie ośrodka.

Rano, po śniadaniu,  pożegnali znajomych z Poznani czyli Kasię i Macieja oraz całą kawalkadą motocykli i dwóch samochodów udali się do Pniewa.

W Pniewie znajduje się główne wejście do Międzyrzeckiego Rejonu Umocnień. Po zrobieniu kilku fotek przy wejściu do głównego bunkru i przy czołgu T-34, udali się przez Świebodzin w drogę powrotną do Leszna.

Z uwagi na fakt, że większość uczestników spływu, nigdy nie zwiedziła podziemnych korytarzy umocnień, zapadła wspólna decyzja o powrocie na Ziemię Międzyrzecką z głównym zamiarem zwiedzenia MRU i nie tylko. 

Opublikował: op@leszno.pl
Napisz do nas