twitter instagram YouTube

2021-04-06
#Bikersi w Rumunii cz. I

#Bikersi w Rumunii cz. I

Pięciu mężczyzn, ponad 3 500 km na dwóch kółkach w 9 dni...atrakcje, zwiedzanie oraz "niespodzianki" a to wszystko podczas jednej wyprawy Bikersów!

W zeszłym tygodniu poznaliście Zamek w Mosznie oraz Opole. Kub Motocyklowy Bikers Legion Leszno doskonale zadbał o to, abyśmy poznali kawałek południowo- zachodniej Polski! My szczerze mówiąc już planujemy wyjazd w te miejsca, kiedy tylko będzie można swobodnie i bezpiecznie się przemieszczać!

Bikersi na swoim koncie mają wiele odbytych podróży a jeszcze więcej mają w planach! Podróżują krajowo- poznając naszą piękną ojczyznę… oraz  międzynarodowo, zwiedzając zakamarki Europy! Taki właśnie zakamarek Europy odwiedzili w sierpniu 2015 r. – Rumunię!

Pierwsze plany dotyczące Rumunii wykluły się już w listopadzie 2014 r. na obradach KM Bikers Legion Leszno.

Jednym z punktów porządku obrad – wspólne wyjazdy członków w 2015r. Propozycji padło mnóstwo, moją propozycją była podróż do Rumunii. Mówi Grzegorz Glapa, członek stowarzyszenia.

Podczas obrad nastała długa cisza, a po niej nieśmiałe wypowiedzi Amazonek – strach przed nieznanym, kiepskie drogi, Cyganie, niedźwiedzie, żebracy, policja rumuńska oraz duch Ceausescu
i Drakuli.  Było jednak kilku chętnych oraz oczywiście jedna z najbardziej chętnych osób- Grzegorz. Decyzja zapadła– wyjazd do Rumunii się odbędzie. Było ich pięciu: Robert, Leszek, Waluś, Darek
i Grzegorz czyli 4 YAMAH-y i SUZUKI- same crusiery.

Od tego momentu Grzegorz zasiadł nad mapami, „Google maps”, zaliczył Międzynarodowe Targi Turystyczne w Berlinie, Poznaniu oraz opracował plan wyjazdu, wyliczył koszty i zarezerwował noclegi.

Nastał w końcu najbardziej wyczekiwany dzień roku 2015 – 28 sierpnia. Przed podróżnikami  (wyliczone wg planu) 3 547 km do przejechania w 9 dni. Miejsce zbiórki: stacja paliw na wylocie do Wrocławia
i pierwszy niepokój… Robertowi cieknie olej z silnika. Początek nie najlepszy. Kilka  szybkich telefonów i szybka wizyta u mechanika. Po dwóch godzinach już szczęśliwi udajemy się w kierunku Wrocławia. Przed nami do pokonania 480 km pięknymi drogami : krajówka S5, autostrada A4 i kilka kilometrów drogą nr 75 do hotelu w  Czchowie nad Jeziorem Czchowskim (Dunajec). W hotelu czekamy na naszych przyjaciół z Grudziądza, Bożenkę i Zenka, którzy jadą minivanem i nie są bikersami. To nasz wóz serwisowy z ogromną lodówką w bagażniku. Dlaczego piszę o lodówce, a o tym potem. Po późnym obiedzie i po harcach tanecznych nad przystanią, udajemy się na spoczynek- opowiadał Pan Grzegorz.

Rano pobudka wcześnie rano, szybkie śniadanie i w drogę. Do przebycia najdłuższy odcinek- ok. 500 km przez Słowację, Węgry i nocleg w Oredei, już w Rumunii. Pogoda przepiękna, widoki doskonałe, a w szczególności panorama Tatr, widziana przed Popradem na terenie Słowacji. Widok niesamowity. Członkowie kierują się na Lewocze – miasto królewskie Mistrza Pawła. Na rynku w kościele Św. Jakuba Apostoła stoi najwyższy gotycki ołtarz na świecie (18,62 metrów!) autorstwa Mistrza Pawła. Nie było im dane go jednak obejrzeć. Leszek od SUZUKI, oznajmił, że coś się dzieje w przednim kole jego motocykla. Zamiast pięknych wrażeń ze zwiedzania starówki, uruchomili kilkanaście telefonów do Polski i do słowackiego kolegi. Po trzech godzinach zapada decyzja – jedziemy dalej, ale wypadło
z planu zwiedzanie Zamku Spiskiego. Góruje nad okolicą i jest jednym z największych kompleksów zamkowych w Europie Środkowej, wpisany na listę UNESCO.

Przejazd odbył się przez Koszyce w stronę granicy słowacko-węgierskiej.  Na granicy, szybki obiad i dalej w drogę. W kierunku na Tokaj i… przykra niespodzianka – pomyłka w oznaczeniu dróg i przymusowy kilkunastokilometrowy objazd. Pod Debreczynem znowu małe komplikacje ale członkowie klubu nie poddali się i jechali dalej. Na granicy węgiersko-rumuńskiej, miłe przyjęcie rumuńskich celników, formalności takie jak sprawdzenie dowodów osobistych i jest… docelowa Rumunia. Do Oradei kilka kilometrów. Księżyc świeci w pełnej okazałości. Hotel przytulny, usytuowany w centrum miasta. Motocykliści wybrali się na miasto a tu rozczarowanie – większość lokali już zamknięta. Na głównym deptaku Oradei jest pusto i ciemno (a jest sobota). Chyba jeszcze dużo musi upłynąć czasu by było normalnie. Ale jest niespodzianka – jest lokal i to jaki. Na ogromnej ścianie, tysiące butelek po piwach z całego świata ale oni degustują lokalne.

Oradea to miasto, gdzie zatrzymał się czas. Świetnie zachowane XIX-wieczne kamienice z okresu habsburskiej świetności to prawdziwe cacko pośród socrealistycznych bloków z lat 70 i 80 XX w..

Po śniadaniu w trasę! Drogą nr E50 w kierunku na Cluj-Napoce. Po drodze przejazd przez bardzo dziwną miejscowość Huedin. Większość mieszkańców to Cyganie, którzy budują okropne architektonicznie, trzy, cztero- piętowe budowle. Kilka zdjęć na pamiątkę i szybki odjazd z miejsca, gdyż już po wiosce poszła wieść o polskich motocyklistach. W chwili wyjazdu do mężczyzn, podjechał dziwny Mercedes
z dwoma śniadymi olbrzymami.

Następny kierunek- jedna z największych atrakcji turystycznych Rumuni, Salina Turda – kopalnia soli. Na dworze upał 36°C a w kopalni 12°C. Główna komnata jest tak ogromna, że mieści: amfiteatr, diabelski młyn, pole do minigolfa, kręgielnia i plac zabaw. Salina Turda to nie tylko kopalnia soli a… podziemny park rozrywki.

Na zwiedzających, ubranych bardzo ciepło odpowiednio do panujących warunków (12°C), pada lekki strach na widok pięciu facetów, ubranych w skóry ale w krótkich rękawkach, przy średniej wzrostu 185cm – prawdziwi twardziele.

Po dwóch godzinach zwiedzania, wsiadamy na nasze rumaki i przez Aiud, Alba Julie, Sebes jedziemy do Petresti, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg w pensjonacie „Vila Adr”. Ponownie trwoga, kolega Leszek ponownie rozkłada przednie koło, -  coś się jednak dzieje w przednim kole. Jutro przed nami TRANSALPINA. Musimy więc być gotowi czekającym nam wyzwaniom – relacjonuje Grzegorz Glapa.

Nazajutrz rano, skromne śniadanie w restauracji (czas oczekiwania na naleśniki, ok. godzina), kawa i przed nami prawdziwa przygoda! Członkowie mijają duże i małe grupy motocyklistów z różnych państw europejskich, radośnie się pozdrawiając. Widoki przepiękne, niezliczone zakręty i ciągle pod górę. Im wyżej tym trudniej, były momenty gdzie praca motocykli redukowana była nawet do jedynki. Na zakrętach motocykle członków stowarzyszenia wyprzedzani byli przez ścigacze -  im jest o wiele lżej. Ciężko jest prowadzić sprzęt który, przy pełnym wyposażeniu i zatankowaniu waży więcej niż 350 kg. Członkowie Stowarzyszenia Bikers Legion Leszno prawdopodobnie byli jedną grupą złożoną z ciężkich motocykli w tym momencie na tej trasie. Przed wjazdem na sam szczyt zatrzymali się na postój na co nieco w przydrożnym szałasie. Były to rumuńskie specjały: mamałyga, różne gatunki mięs i sery. Ich zdaniem polski SANEPID, zamknąłby ten punkt w przeciągu godziny. Na samym szczycie, mnóstwo samochodów i motocykli, prawdziwy piknik, oczywiście wspaniała pogoda i ta lodówka z zimnymi napojami w samochodzie Zenka!

Po nacieszeniu się przepięknymi widokami połonin, ominięciu błąkających się osłów na drodze, przejechaniu najwyższego punktu Transalpiny tj. przełęczy Urdele (2145 m n.p.m.) nagle w CB słyszę rozpaczliwy głos Leszka: - „wypadają kulki z łożyska przedniego koła”. Szczęście w nieszczęściu, w oddali widać Rance – osadę letniskową, słynąca z łagodnego klimatu górskiego. W Rancy zapada decyzja , Leszek zostaje w hotelu, z ubezpieczycielem przerzucają motocykl do Brasova  a my jedziemy do Ramnicu Valcea. Z powodu tej przykrej niespodzianki, jesteśmy spóźnieni i pomijamy zwiedzanie pięknych monastyrów w Horezu i Bistri. Po drodze jednak zwiedzamy rezerwat rosnących kamieni, zwanych trovanti w Costesti.  Te formy skalne powstają w połączeniu dwóch zjawisk a mianowicie występowaniem ropy naftowej oraz wstrząsów  sejsmicznych- wspomina Grzegorz.

Bikersi długo szukali hotelu „Panoramic”, dlatego, że oznaczenie dojazdu było fatalne. Położony na wysokiej skarpie uraczył mężczyzn fantastyczną panoramą miasta. Fantastyczne też było ranne śniadanie… ale o tym co działo się następnego dnia i przez kilka kolejnych już za tydzień!

Opublikował: op@leszno.pl
Napisz do nas